Leśny Rajd na Orientację zButa XII edycja – Leśniczówka Wydry
Relacja z Rajdu Kamila Ołowskiego
fot. zButa
Link do Pełnej Galerii Zdjęć zButa
Start i meta 12. jubileuszowej edycji legendarnego już rajdu na orientację zButa zostały zlokalizowane tym razem w leśniczówce Wydry pod Sztumskim Polem. 20 punktów kontrolnych, jakie należało odszukać ukryto na terenie nie istniejącej już Puszczy Sztumskiej, ale po kolei…
fot. zButa
Przybyłych zawodników przywitano w chacie myśliwskiej z prawdziwego zdarzenia – olbrzymia sześciokątna zamknięta altana z gigantycznym paleniskiem, marmurową podłogą, drewnianymi ławami i wszędobylskimi trofeami łowieckimi w pełni oddawała ducha tego miejsca. Ciepła atmosfera wewnątrz chaty kontrastowała z warunkami pogodowymi na zewnątrz – zimnem, wiatrem i szarościami poranka zwiastującymi nadchodzący deszcz. Do rywalizacji stanęło 47 zawodników z różnych zakątków północnej Polski. Tradycyjnie zawody rozpoczęły się od wspólnego zdjęcia. Kilka minut przed startem rozdano wszystkim mapy i punktualnie o 10.00 rozpoczęliśmy rajd.
Kamil Ołowski z lewej, Tomek Melka z prawej, fot. zButa
Zawodnicy w kilka sekund zniknęli w okolicznych kniejach, każdy według swojej strategii, osobno, w parach lub większych grupach. Dla niewtajemniczonych zasady rywalizacji są następujące – w ciągu 6 godzin należy odnaleźć 20 lampionów, w tym 15 z nich jest punktowanych wg kolejności przybycia , tzn. kto szybciej odnajdzie dany lampion, tym więcej punktów zdobywa, a 5 z nich jest punktowanych jednakowo, tzn. każdy z zawodników dostaje za nie taką samą liczbę punktów bez względu na czas przybycia, stąd lampiony z taką samą liczbą punktów najlepiej zostawić sobie na koniec. Jeżeli na metę dobiegają uczestnicy z taką samą liczbą punktów, o klasyfikacji decyduje czas przybycia.
Wybiegłem w parze z Tomkiem Melką i… już po 5 minutach biegu udało nam się wybiec poza teren oznaczony na mapie. Zamiast przy pierwszym punkcie w Sztumskim Polu wybiegliśmy w Zajezierzu pod Sztumem… Nie obeszło się bez naginania regulaminu i pytania lokalnych mieszkańców o powrót na trasę. Zanim odnaleźliśmy pierwszy punkt na środku jednego z bagien mieliśmy nie tylko mokre skarpetki, ale także ok. 7km w nogach… Kolejny punkt znaleźliśmy z nie mniejszym trudem, bowiem organizator zadbał o to, lampiony były mocno zakamuflowane w krzakach lub ukryte na drzewach, ale zawsze w taki sposób, aby nie były widoczne bezpośrednio ze ścieżki, a więc należało je zdobywać z dużą precyzją i ściśle według mapy. Po zlokalizowaniu trzeciego lampionu i odnalezieniu właściwego rytmu oraz „zaprzyjaźnieniu się” z nierzadko zdezaktualizowaną mapą Tomek na skutek kontuzji kolana zrezygnował z dalszego uczestnictwa w rajdzie. Słowo „poddał się” nie byłoby adekwatne do zaistniałej sytuacji, bo potajemnie snuł w swojej głowie inny plan na te zawody, ale o tym w dalszej części relacji…
fot. zButa
Dalej pobiegłem sam nabijając kolejne kilometry. Ukryte lampiony odnajdowałem dzięki mniej lub bardziej wyostrzonemu zmysłowi orientacji, szczęściu, a często po prostu uprzejmości rywali, którzy z chęcią, niechęcią , z zazdrością, ze złością, miłością, uśmiechem, ale najczęściej politowaniem na twarzy wskazywali mi kolejne punkty kontrolne. Przy takim rozwoju wydarzeń nie pozostawało mi nic innego, jak tylko stawiać na swoje największe atuty tj. szybkości i wytrzymałości. Nie dość powiedzieć, że odczytywanie mapy i zaspokajanie głodu i pragnienia odbywały się w biegu, poza odrywaniem naklejek w punktach kontrolnych praktycznie nie zatrzymywałem się. Mimo wszystko z olbrzymią przyjemnością błądziłem w kniejach i brodziłem po licznych grzęzawiskach i mokłem w towarzyszącym na ostatnich kilometrach deszczu.
fot. zButa
Na metę dotarłem jako 7. open z czasem 5 godz. 33 min., mając przebiegnięte ok. 35 km i uzyskując 1804 pkt. na 2000 możliwych. Wygrał bezkonkurencyjny w zawodach tego typu Paweł Kosowski z Kwidzyna z czasem 3 godz. 27 min. zdobywając 1893 pkt. Tomek natomiast z 3 odszukanymi punktami kontrolnymi skończył jako 43. zawodnik, ale zwyciężył w innej klasyfikacji… Wracając do bazy zebrał do wora wszystkie śmieci jakie znalazł na swojej drodze (oponę tylko zostawił, bo mówił, że za ciężka była), co spotkało się z olbrzymim uznaniem zebranej publiczności, a także organizatorów – w nagrodę dostał pluszową maskotkę wydry i swojski chlebek produkcji Dagmary.
Kamil Ołowski na mecie, fot. zButa
Tomek Melka na mecie, fot. zButa
Wygrana pluszowa Wydra Tomka Melki
Podsumowując Tomek Rychlewski z całym swoim sztabem jak zawsze stanął na wysokości zadania i zorganizował ambitne zawody, które na długo zostaną nam w pamięci, o czym będą nam przypominać piękne wypalone w drewnie medale oraz uśmiechnięta pluszowa wydra.